Grudniowy czas, choć pełen radości i gwaru świątecznych przygotowań, sprzyja też refleksji i tęsknocie za tymi, którzy nie zasiądą już z nami do wigilijnego stołu. W zasadzie każdego roku z naszego życia odchodzą różne osoby. Nie wszystkie jednak zabiera śmierć. Wielu z nich po prostu znika… dziś właśnie o nich.

– Z moim byłym rozstałam się właśnie niedługo po świętach. Nic więc dziwnego, że teraz, gdy zbliża się kolejne Boże Narodzenie, wspomnienia wracają. Minął aż albo tylko rok, a tyle się zmieniło. Jeszcze niedawno ubieraliśmy wspólną choinkę, a dziś po tym „my” nie ma już nawet śladu, nie wiem nawet co u niego teraz słychać…

Szkolne zauroczenia, młodzieńcze porywy serca, pierwsze dorosłe związki czy wreszcie byli mężowie i żony… Każdy z nas miał partnera czy partnerkę, który na pewnym etapie życia był dla nas całym światem, a dziś nawet nie mamy ze sobą kontaktu. Z bliskości fizycznej, emocjonalnej i mentalnej nie zostało nic, może poza coraz bardziej zacierającymi się wspomnieniami. I choć bywa, że ze swoim ex nadal się widujemy, bo na przykład mamy wspólne dzieci, to wiele naszych przelotnych miłostek i wielkich miłości zniknęło z naszego życia na zawsze. Może dziś nawet byśmy się nie poznali na ulicy, choć kiedyś byliśmy dla siebie najbliższymi osobami na całym świecie.

– A ja tęsknię za moimi szkolnymi kolegami i koleżankami. Te wszystkie dziecięce i młodzieńcze przyjaźnie były tak silne, intensywne i żywe. Mogliśmy razem konie kraść. Ile różnych szalonych pomysłów, zabaw, odkrywania świata… Pamiętam zwłaszcza jedną moją przyjaciółkę – spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, zwierzałyśmy się sobie ze wszystkiego… Ile bym dała żeby dziś wypić z nią kawę i powspominać…

Szkoła i studia to czas, w którym poznajemy dziesiątki, a może i setki nowych osób. To wówczas zawiązują się przyjaźnie na całe życie. Ale bywa i tak, że ktoś, z kim dzieliliśmy szkolną ławę oraz uczniowskie radości i smutki, znika potem z naszego życia jak kamfora, gdy tylko otrzymamy upragniony dyplom. Wspólne cele, obowiązki, wspólne stresy i sukcesy były silnym spoiwem, ale poza murami uczelni okazywało się, że nie łączy nas prawie nic. I nawet jeśli uczestniczymy po latach w zjazdach absolwentów, to tamtej relacji już nie udaje się wskrzesić czy odnowić.

Dokładnie to samo mogę powiedzieć o znajomych z pracy. Gdy pracujecie w jednej firmie, widujecie się codziennie i to po jakieś 8 godzin każdego dnia. Macie wspólne zadania, cele i… wspólnych wrogów. Siłą rzeczy bardzo się zżyjecie. A potem zmieniasz pracę i… kontakt się urywa. Nagle nie ma wspólnych tematów, nie żyjecie już tymi samymi sprawami, a ploteczki z nie swojego biura jakoś przestają interesować…

W pracy człowiek spędza większą część swojego dnia. Ze współpracownikami często rozmawiamy więcej niż z własnym mężem czy żoną, z którą tylko mijamy się wieczorami. Jednak to dość hermetyczne środowisko, a relacje tam tworzone są ściśle związane ze strukturą firmy, zakresem obowiązków, pojawiającymi się problemami i wyzwaniami czy szeroko pojętymi kwestiami logistycznymi. Z jednej strony atmosfera w pracy jest niezwykle istotna, dla niektórych wręcz kluczowa, więc zwykle staramy się być ze współpracownikami w dobrych relacjach. Jednak bywają momenty, w których okazuje się, że koleżanka z pracy to tak naprawdę nasza rywalka (o awans, podwyżkę, lepsze warunki…) i gdy sytuacja będzie tego wymagać, nie zawaha się położyć na szali waszej przyjaźni. Stąd gdy jedna z osób zmienia dział albo w ogóle pracę, to kontakt dość szybko się urywa. Koleżanka przestaje być potrzebna? Pojawia się zazdrość, że ona ma się teraz lepiej? Brak czasu? A może po prostu to nigdy nie była przyjaźń?…

Z naszego życia znikają zarówno osoby bliskie, których brak sprawia nam fizyczny ból. Za którymi tęsknimy, o których myślimy przed zaśnięciem i które wciąż wspominamy. Osoby, po których zniknięciu zostaje dziura w sercu i w życiu, często siejąca pustką przez długie lata. Ale odchodzą też inni – po cichu, niezauważalnie. Ulubiona sprzedawczyni z pobliskiej kwiaciarni czy piekarni, która splajtowała podczas pandemii. Ten sympatyczny kurier, który kiedyś rozwoził w tym rejonie paczki, a teraz nie wiadomo czy zmienił pracę czy tylko lokalizację. Ten pan z psem, którego mijaliśmy codziennie rano biegnąc rano na autobus. Znikają, a my nawet tego nie zauważamy. Bywa, że dopiero po czasie przypomina nam się, że ktoś taki był i w subtelny sposób wplótł się w naszą codzienność, a potem nagle go zabrakło.

Chciałoby się powtórzyć za księdzem Twardowskim: śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Tak, każda osoba kiedyś z naszego życia odejdzie. Niektóre odejścia zostawią ulgę, niektóre nieopisany ból, inne zaledwie melancholię.Na wiele z tych odejść nie mamy wpływu. Pozostaje uśmiechnąć się dziś do tych, którzy tu jeszcze dziś są…