Jak to jest, że żenią się Żabki z Kotkami,
a rozwodzą krowy z baranami?…
Droga czytelniczko, czy zdarza Ci się mówić do swojego męża czy faceta „Misiu” albo „Kotku”? A Ty, drogi czytelniku, nazywasz swoją partnerkę czy żonę „Żabcią” lub „Myszką”? Zapewne tak, bo odzwierzęce zdrobnienia są jednymi z najczęściej stosowanych. To oczywiste, że chcemy do ukochanej osoby (przynajmniej na początku znajomości) zwracać się jak najczulej, ale dlaczego to akurat fauna stanowi dla nas źródło inspiracji dla miłosnej nomenklatury?
Zakochani widzą świat zwykle przez różowe okulary – miłość uskrzydla i sprawia, że wszystko wokół wydaje się lepsze i piękniejsze. Do tej euforii i afirmacji idealnie wręcz masują przysłowiowe motylki i pszczółki, ale i cała reszta przesłodkich kotków, misiów i kurczaczków. Nic tylko głaskać i przytulać.
Psychologowie twierdzą, że podświadomie nawiązujemy w ten sposób do swojego dzieciństwa – rodzice zwykle używają zdrobnień zwracając się do swoich dzieci, więc pozytywnie nam się to kojarzy, przywołuje ciepłe uczucia i wspomnienia.
Wszelkie zdrobnienia i czułe słówka budują intymność i bliskość. Wraz z hermetycznymi „związkowymi” żartami, skojarzeniami czy dowcipami tworzą specyficzny, indywidualny dla danej pary „język miłości”. Przecież Misiem nazywa mnie tylko moja ukochana, dla reszty świata jestem Janem Kowalskim, albo co najwyżej Jankiem czy Jaśkiem.
Nie wszyscy lubią jednak, by te sfery się przenikały – i o ile nie mają nic przeciwko używaniu zwierzęcych zdrobnień w zaciszu alkowy, to czują się zażenowani czy ośmieszeni, gdy takie słowa padają w obecności krewnych czy znajomych.
Różne podejście partnerów do zdrobnień może objawiać się już przy ich wyborze. Nie wszyscy mają identyczne skojarzenia i zwierzęce preferencje. Podczas gdy jedna Pani uzna „Żabcię” czy „Myszkę” za czułe i miłe określenie, innej może się to bezwzględnie kojarzyć z obślizgłym i mało urodziwym płazem oraz szkodliwym gryzoniem, do których czuje obrzydzenie czy strach. I z amorów nici.
Zresztą zwierząt, które mogą kojarzyć się niejednoznacznie jest o wiele więcej – przykładowo „Świnka” czy „Słonik” mogą być wręcz potraktowane jako obraźliwy przytyk dotyczący tuszy. Czasem wręcz zupełnie nieświadomie możemy sprawić komuś przykrość, np. nazywając „Bociankiem” kogoś, kto ma ukryty kompleks chudych nóg. Atlas zoologiczny jest pełen pułapek dla zakochanych. 😉
Choć zdrobnienia budują bliskość między partnerami i są jej wyrazem, to w sytuacjach naprawdę intymnych mogą zyskiwać zupełnie inny wymiar i znaczenie. I tak jak pewne określenia mogą jednoznacznie kojarzyć się z seksem i sprzyjać jego inicjowaniu, tak inne… potrafią skutecznie gasić ogień w sypialni. Jak z jednej z kabaretowych piosenek: „Nie mów do mnie Misiu, mów do mnie Tygrysie!”…
Nie wszyscy jednak lubią zdrobnienia. I to bez względu na ich dobór. Uważają je za infantylne albo zbytnio oklepane. Zwłaszcza z tym ostatnim trudno się nie zgodzić, bo jeśli np. wszyscy kumple z osiedla są przez swoje dziewczyny nazywane misiami, to człowiek woli pozostać zwykłym Krzyśkiem niż dołączyć do niedźwiedziego stada…
Mnie osobiście najbardziej uderza, gdy dana osoba po rozstaniu z jednym partnerem lub partnerką wiąże się z kolejnym/kolejną a zdrobnienie… zostaje to samo – czyli po prostu jest kolejny Kotek albo kolejna Myszka. Może to po to żeby się nie pomylić?… 😉
Kobieta i mężczyzna budzą się rano po upojnej nocy.
On: I jak Ci się spało, Żabko?
Ona: Cudownie. Byłeś wczoraj świetny, Tygrysie.
On: Ty też Myszko byłaś wspaniała.
Ona: To może jakieś wspólne śniadanie, Kotku?
On: No dobra, przyznaj się, Ty też nie pamiętasz jak mam na imię, prawda?
Słowo ma ogromną moc. Możemy za jego pomocą wyrażać emocje i uczucia. Wyznania, zdrobnienia, czułe słówka mogą mieć ogromny wpływ na naszą relację, o ile oczywiście używamy ich szczerze, w odpowiedniej sytuacji i dbamy o ich odpowiedni dobór…
A jakie jest Twoje ulubione zdrobnienie? Albo takie, którego nie znosisz? Również inspirują Cię zwierzęta?…
Ja też dostałam nazwę od zwierzaczka. Pytam mojego drugiego męża, a było to tuż po ślubie, „a mnie do jakiego zwierzaczka byś porównał”? A przed chwilą odpowiedział na moje pytanie, „jak wygląda Twoja pierwsza żona”? Zamyślił się głęboko i rzekł, „Ona jest jak kobra królewska, tak samo piękna, jak i niebezpieczna”. Myślę, o jak to dobrze, że jej nie znam, nie widziałam i nie nacisnęłam na odcisk (ona zostawiła jego). A mnie do kogo byś porównał? Znów zamyślił się chłop, a uczony jest i rzecze „Ty jesteś jak ta pliszka, dość, że szara, to się jeszcze poszarzasz”. Odechciało mi się zwierząt.
PolubieniePolubienie
Czasami lepiej nie pytać…. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
lepiej, jak widać
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zrobnienia są be😜 nieprzepadam na nimi bo odczlowieczaja mnie faktycznie 😉 noni fakt że uppjnej nocy można nie pamiętać czyjegoś imienia 😜 super tekst pozdrawiam serdecznie 👌😘 Paulina 007😁😁
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Strasznie fajny tekst! 🙂 ❤ W moich związkach te zdrobnienia się pojawiały zawsze bardzo naturalnie, i zawsze były raczej inne, niż w poprzednim. I były częścią naszej intymności, takim trochę sekretnym kodem… Nie robiliśmy przypału przy ludziach, publicznie po imieniu albo ewentualnie "kochanie". Generalnie, to co słodkie i romantyczne między dwojgiem ludzi, często wyniesione na światło dzienne robi się trochę ŻALOWE 😉 Trochę jak z publicznym "migdaleniem się"- osobom postronnym często zbiera się na mdłości, jak to widzą! 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rzeczywiście, niektóre żarty czy zwroty w związku są tak hermetyczne, że u osób trzecich mogą wywoływać mieszane uczucia… 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U nas nie ma zdrobnień zwierzęcych. Są raczej takie, które wynikają z sytuacji, które wspólnie przeżyliśmy. Ale to oczywiście nasza tajemnica 🙂
PolubieniePolubienie
I niech tak zostanie! 😉 Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie
Faktycznie trochę dziwnie, jak jednego partnera nazywa się „misiaczkiem”, potem jest kolejny partner i kolejny „misiaczek” i tak dalej… I rzeczywiście najpopularniejsze zdrobnienia to : misiaczek, misiu, kotek, albo myszka czy żabka – tu dla kobiet. I nikt nie mówi do ukochanego: baranie, kozo albo żółwiu 😉
Ciekawa sprawa z tymi zdrobnieniami 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie podoba mi się, gdy ktoś zmienia partnera, ale nie zmienia nazewnictwa/określeń. Przeżyłam to , czułam niesmak, gdy zorientowałam się, że były mówił Beziku do innej kobiety, pozwalając mi wierzyć, że pisze o mnie. Żenujące i trochę prostackie. Jakby dla tego człowieka osoba nie miała znaczenia, szybko zamienia jedną na drugą, jakby nic się nie stało..coś cały czas trwa, a że osoba inna? Dla niego najprawdopodobniej nie ma to znaczenia.
PolubieniePolubienie
Zgadzam się, że to co najmniej dziwne… pytanie czy robił to celowo czy zupełnie nieświadomie…
PolubieniePolubienie
Używamy z mężem różnych „ksywek”, odzwierzęce też są. 🙂 Ale nigdy nie zwracamy się do siebie w ten sposób przy innych osobach – ja bym się czuła zażenowana. Przy świadkach zawsze normalnie, po imieniu.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Oj, jak ja nie lubię zdrobnień, żadnych. Ale czasami można kogoś nazwać nie zdrobniale i nie będzie to Miś, żabka, tylko na przykład Dźwiedź 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dźwiedź made my day! 😉 😀
PolubieniePolubienie
Kochamy się, ale nie mówię do Męża tygrysie ha ha, a i ja żabką nie jestem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ta, z tymi zdrobnieniami tak jest. Myślę, że masz rację, wiele mówią o relacji…Szkoda, że tak szybko potrafią się zmienić
PolubieniePolubienie
Dzień Dobry Wieczór. „Bocianek” mnie rozbawił. Mnie bardziej od zdrobnień „odzwierzęcych” podoba się „kwiatuszek”, „skarb” a nawet(!) „pączuszek”.
PolubieniePolubienie
Nazywanie kogoś „pączusiem” to stąpanie po cienkim lodzie. 😉 Ale o ile obojgu to pasuje, to niech będzie podwójnie słodko. 😉
PolubieniePolubienie
Kiedy byłam już w widocznej w ciąży taki przydomek został mi nadany, a ja (głupia?) nie miałam tego za złe.
PolubieniePolubienie
Oj! też nie lubię tych misiów, mróweczek i innych stworzeń. Mam imię, można je zdrobniać, ale no właśnie! Imię trzeba zapamiętać 🙂
Co ciekawe- w pracy wszyscy mówimy do siebie „misiu”, „kochanie” 😀 Mój szef kiedyś przy kliencie się zapomniał o powiedział do mnie „misiaczku”. Mina klienta BEZCENNA 😀
PolubieniePolubienie
Misiem, Krecikiem i Kotkiem byłem zawsze, ale jak coś przeskrobałem to pojawiał się: Misior, Krecisko, i Kocur. Potem z reguły wracały te milsze zdrobnienia. Po ślubie ustatkowały się ksywki, ale nie zdradzę jaką mam, bo jest niecenzuralna. 😉
PolubieniePolubienie
Nie tylko zdrobnienia można „wersjonować”, z imionami jest podobnie – jak facet na co dzień jest Krzysiuniem i nagle usłyszy „Krzysztof!”, to wie, że ma kłopoty. 😉
PolubieniePolubienie
TAK! 😀 Miałam koleżankę, która miała męża Tomka, i zawsze jak mówiła do niego TOMASZ, to wiedział, że ma przerąbane! 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Osobiście nie lubię zdrobnień odzwierzęcych typu misiu czy kotku, uważam je za infantylne. Lepiej powiedzieć po prostu imię lub kochanie.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Nie lubię zdrobnień typu: rybciu, mróweczko. Imię można zdrobnić na wiele sposobów i tego się trzymam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A ja chcę nawiązać do pierwszego cytatu – podobno takie sytuacje jak rozwody pokazują jakim naprawdę jesteśmy człowiekiem, bo czy można z dnia na dzień zamienić misia na barana?
Nie rozwodziłam sie jak dotąd, ale jeśli w związku było choć trochę przyjaźni, to tak skrajne epitety są chyba mało prawdopodobne.
Co do czułych określeń- uważam , że to bardzo intymna sprawa i trochę razi mnie publiczne stosowanie takowych przez dojrzałych ludzi…
PolubieniePolubienie
Oczywiście, że Miś w Barana nie zmieni się ot tak, a i decyzja o rozwodzie nie zapada z dnia na dzień. To zawsze jest proces. Który nie dzieje się bez powodu. A rozwód jest smutnym, trudnym i bolesnym przypieczętowaniem rozpadu związku – i niestety niewiele osób potrafi dokonać tego z klasą, do końca zachowując wzajemny szacunek.
PolubieniePolubienie